"Dziennik kata" John Ellis, lit. faktu. Wydawnictwo aktywa.

Od chwili, gdy wydano wyrok, aż do godziny egzekucji zachowywał się zupełnie inaczej niż przeciętny skazaniec i wywarło to na mnie niebagatelny wpływ. Z szoku, jakim był dla niego wyrok śmierci, nigdy się nie otrząsnął. Lęk niemal zwalił go z nóg i trwało to przez wiele dni.





Kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia, by sięgać po gatunek literatury faktu. Kojarzył mi się, nie wiedzieć czemu, z polityką, z czymś zupełnie nieinteresującym i sztywnym. Więc jak to się stało, że przekonałam się do tego gatunku? Sięgnęłam po pewną książkę na temat pewnego polaka i tak wciągnęłam się w literaturę faktu. Teraz gdy otrzymuję propozycje książek od wydawnictw, nie waham się, biorę niemalże wszystko, poszerzam swój gust czytelniczy, uczę się, dowiaduję i chłonę wiedzę.


"Dziennik kata" Johna Ellisa oczywiście jest jedną z pozycji, której, mimo składanych sobie obietnic, nie mogłam sobie odmówić. Czułam, że ta książka, pierwsza część cyklu, jest tym, co pragnę przeczytać. Uwielbiałam jako mała dziewczynka słuchać opowieści babci na temat czasów, w których ona żyła. Wojna, komuna, to tematy, które mnie interesują, w jakiś sposób fascynują, co jest nieco paradoksalne, ponieważ w szkole nie przepadałam za Historią, a ponadto w gimnazjum miałam wstrętną nauczycielką, która obrzydziła mi ten przedmiot i być może właśnie przez wzgląd na moje nikłe wtedy zainteresowanie, teraz jestem jej ciekawa. Dlaczego o tym wspominam?


Otóż "Dziennik kata" jest opowieścią spisaną przez Pierwszego kata Wielkiego Brytanii z czasów 1901 - 1924 roku. Czyli bardzo, bardzo dawno temu. Słowo kat nie było mi obce, szubienica? Też nie. Lecz cała procedura egzekucji skazańca przez kata, już tak. Nie sądziłam nawet, że do tego trzeba więźnia w jakiś sposób przygotować, a tym bardziej miejsce, gdzie ów skazaniec miał zawisnąć. "Dziennik kata" a właściwie to jego autor John Ellis, który wykonywał zwód kata przez 23 lata, wyjaśnił krok po kroku, jak ten proceder przebiegał.


Oprócz oczywiście ciekawości, która mnie zjadała, nie brakowało u mnie szoku, żalu, współczucia i wzruszenia. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak czuł się człowiek, gdy musiał odebrać komuś życie poprzez powieszenie, i jak czuła się osoba, która za chwilę miała stracić życie i żyła z tą świadomością kilka dni. W filmach wszystko wydaje się takie nieskomplikowane. Prowadzą faceta na podest, zakładają mu worek na łeb i pętlę na szyję i bach. Nie żyje. A dlaczego nie żyje? Czy nie powinien walczyć o oddech, rzucać się, podczas odcięcia dopływu tlenu... No właśnie, John Ellis odpowiedział mi również i na to pytanie. Rozwiał moje wątpliwości.


Ellis wybrał sobie fachurę kata sam. Nie chciał pracować jako fryzjer, tak jak jego ojciec, więc uciekł z rodzinnej mieściny. Zgłosił swoją kandydaturę do Home Office i czekał na odpowiedź, która długo nie nadchodziła, aż w końcu nadeszła. Ellis musiał przejść szkolenie, żeby zostać katem i wcale nie stało się tak, że powiesił parę kukieł i pozwolono mu wieszać skazańców, wszystko miało swój czas.


23 lata to ogromny szmat czasu, Ellis w tym czasie dokonał egzekucji na 203 osobach, przy czym podczas wykonywania swojej profesji był zimny i opanowany, lecz czy taki również był wewnątrz siebie? Odpowiedzi na to i inne pytanie znajdziecie w książce, którą polecam, szczególnie że wydarzenia opowiadane są bezpośrednio z punktu Johna Ellisa. A ja tymczasem na celowniku mam drugą część cyklu "Spowiedź polskiego kata".




Za możliwość przeczytania książki, dziękuję 


Samanta Louis

1 Komentarze

Z całego serducha dziękuję za odwiedziny i zachęcam do wyrażenia swojej opinii ;)