Zanim zostaliśmy nieznajomymi, Renee Carlino. Piękna historia miłosna i okrutny los.

"Nie da się przeżyć na nowo tej mieszanki lęku, uwielbienia, niepewności, namiętności i pożądania, ponieważ to nigdy nie zdarza się dwa razy. Przez resztę życia gonimy za tym doznaniem jak za pierwszym hajem." 
Zanim zostaliśmy nieznajomymi, Renee Carlino. Recenzja Lawendowa Czytelnia

Trzydziestosześcioletni Matt pracuje w redakcji National Geografic, z byłą żoną i jej nowym mężem, mając za szefa swojego przyjaciela. Na peronie czekając na metro, jego uwagę przykuwa pewna blondynka. Kiedy kobieta wchodzi do pociągu i odwraca się w stronę Matta, okazuje się, że to Grace, jego dawna miłość z czasu college'u. Pociąg odjeżdża szybko i Matt nie jest w stanie go zatrzymać siłą woli. To spotkanie po 15 latach budzi w nim z potężną siłą dawne uczucia, jakie żywił do Grace. Nie mogąc jej odszukać w żaden sposób, decyduje się – za namową przyjaciela – napisać ogłoszenie na portalu, że poszukuje Grace. Nasza bohaterka nie trafia na anons bezpośrednio sama, lecz dzięki swojemu uczniowi. Tak rozpoczyna się powieść z perspektywy Matta, następnie cofamy się o 15 lat wstecz i poznajemy historię pięknej przyjaźni i miłości między dwojgiem głównych bohaterów. Mamy tutaj dwie kluczowe perspektywy. Gdy dojdziemy do etapu ich rozstania, następuje powrót do obecnego czasu, w jakim żyją bohaterowie. 

To tak w ogólnym skrócie.

O książce “Zanim zostaliśmy nieznajomymi” czytałam różne opinie. Niejednokrotnie zarzucano powieści, że wcale nie jest taka fantastyczna, jak reklamowało ją wydawnictwo. Cóż, przekonałam się, że wszystko tak naprawdę zależy od gustu danego czytelnika i od tego, czego on oczekuje od książki. 

Mnie, jako ciepłą wrażliwą kluchę, która kocha mocne emocje, złamane serce, adrenalinę i łzy wzruszenia, ta powieść “Zanim zostaliśmy nieznajomymi” skradła serce i wylądowała na półce “Ulubione” oraz “Wyjątkowe”. 

Dla jednych ta historia może być banalna i słodka, ale w moim odczuciu wcale taka nie jest. Owszem czas, jaki bohaterowie spędzili na studiach i więź, jaka między nimi z dnia na dzień się rodziła jest słodkawa, ale potem te 15 lat rozłąki nie było już takie słodkie. Nie było już fajne, szczególnie dla Grace, która usilnie próbowała skontaktować się z Mattem, a on… On… 

Tego dowiecie się już z książki.

Niemniej, jednak jeśli chodzi o kreację bohaterów, uważam, że wykreowani zostali świetnie i są barwni. Matt, wspaniały fotograf ma swoje marzenia, plany i cele, które realizuje. Grace, utalentowana wiolonczelistka nie może spełnić swoich marzeń, bo najważniejszy jest dla niej solidny zarobek, by wspomóc rodzinę. Rezygnuje z trasy po Europie, ze względu nie tylko na magisterkę, lecz Matta. I tutaj ten wątek jest podobny, nawet za bardzo do książki “Światło, które utraciliśmy”. Tam też jest fotograf, który wyjeżdża, wchodzi w romans z pewną kobietą i tak dalej. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że czytam tę samą książkę, a jednak inną. Potem nie ma już takich podobieństw, poza małżeństwami. Przykre strasznie dla mnie było to, że zrządzeniem losu ich drogi nie mogły spotkać się ponownie, że stracili tak wiele i to, co już nie wróci. 

I tak jak napisałam krótko na swoim bookstagramie: książka działała na mnie mega wzruszająco. Mniej więcej przez 1/4 książki, ciągle miałam mokre oczy, a wydostające się usilnie łzy, nie pozwalały mi czytać, więc tylko się hamowałam, by się nie rozpłakać. Teraz gdy piszę te kilka zdań, pociągam nadal nosem i nadal mam łzy w oczach. Cholera! Historia Grace i Matta jest taka ciepła, niesprawiedliwa, prawdziwa i pełna miłości. Pełna uczucia, które nie zdarza się często, a bynajmniej nie ma szans na ponowne rozwinięcie swoich skrzydeł, u boku tej jedynej połówki. Powieść czytało mi się tak lekko, że gdyby nie nawał obowiązków, obawiam się, że pochłonęłabym ją w jeden dzień.

Zanim zostaliśmy nieznajomymi” dostarczyła mi emocji, które lubię. Bardzo przyjemna w odbiorze, co przekłada się na więź z bohaterami i szczerze było mi ich żal. Łącząca ich miłość została przedstawiona w tak naturalny literacki sposób, że zdecydowanie jest to plusem, wielkim plusem książki. Ponadto autorka napisała to w bardzo przyzwoitym stylu, co jeszcze bardziej czyni powieść wyjątkową. Dla mnie była to bardzo miła odmiana od dzikich seksów, wulgaryzmów i wyuzdanych powiedzonek i czynów. I być może już się starzeje, ale zdecydowanie wolę książki o miłości ze smakiem, gdzie wszystko jest wyważone i naturalne. 

Podsumowując: Zanim zostaliśmy nieznajomymi, to lekka pozycja z barwnymi bohaterami, okraszona nie tylko miłością, lecz także humorem. To historia, która uświadamia, że nasze decyzje i decyzje innych mogą zaważyć na naszym szczęściu i życiu. Że można spotkać miłość swojego życia, a potem nagle się z nią minąć i egzystować w szarym świecie. 

Mnie książka podobała się bardzo i z pewnością jest dla czytelników, którzy lubią historie miłosne i happy endy.




Samanta Louis,
Lawendowa Czytelnia


1 Komentarze

  1. Miło będzie spędzić jeden z jesiennych wieczorów na lekturze tej książki.:)

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za odwiedziny i zachęcam do wyrażenia swojej opinii ;)