Rozdział Pierwszy, Zła miłość. Samanta Louis.

Bardzo cieszę się, że prolog (do przeczytania TUTAJ) został przez Was ciepło przyjęty i jesteście ciekawi ciągu dalszego. Dzisiaj mam dla Was rozdział Pierwszy. Mam nadzieję, że również będzie się Wam podobać. Po przeczytaniu zostawcie, proszę kilka słów od siebie.






Rok później.
Po tym, jak Dean tamtego pamiętnego dnia odszedł, zostawiając mnie złamaną na korytarzu, myślałam, że nie spotka mnie już nic gorszego.
A jednak.
Stało się.
Mój ojciec, mój kochany tatuś, zostawił nas – mnie i mamę – dla tej zdzirowatej suki; swojej sekretarki. Wybaczcie moje epitety, ale właśnie tym jest dla mnie kobieta, która rozbiła szczęśliwą dotąd rodzinę.
Wielki boss, zarządzający największym wydawnictwem w kraju, jakimś cudem, wiedząc, że istnieje wiele możliwości w postaci zabezpieczeń przed wpadką, stetrał dziecko za pierwszym numerkiem. I nie wiadomo skąd mu to przyszło do głowy, ale wybrał ich, choć mama była gotowa mu ten wyskok wybaczyć.
Mieliśmy wygodne, z pozoru szczęśliwe życie oparte na przyjemnościach, ale widocznie mojemu staremu, było za dobrze.
Opuścił mnie tak, jak zrobił to on. Chłopak, którego tak bardzo pragnęłam, a który pozostawił we mnie wypalone puste miejsce.
Mama, mimo że minął rok, nie może poradzić sobie z odejściem ojca, ze swoją pracą i ze mną. Wyrzuca mi, że zostałam rozpieszczona, bo nic mi nie pasuje, kiedy ona ciężko haruje, by zapewnić nam byt na odpowiednim poziomie.
Myśli, że ja tego nie widzę.
Zgodzę się z tym, że ojczulek mnie rozpieszczał i miałam wszystko, co chciałam. Jednakże nie jestem na tyle pozbawiona uczuć, by nie widzieć tego, co przechodzi moja matka. Doskonale ją rozumiem, bo ten sam płomień, który napędzał ją do życia, zgasł i we mnie.
Mama zaczęła realizować krok po kroku cele na swojej liście „Zrobić coś wyłącznie dla siebie, by przestać użalać się nad sobą ”– sądzę, że w ten sposób chce wypełnić sobie czas, by nie musieć myśleć o tym, co się stało – i postanowiła spełnić swoje marzenie, biorąc udział w programie „Master Chef”, co więcej, zapowiedziała, że bez wygranej w programie nie wraca.
I tym samym wpadła na niesamowity pomysł. Wakacje mam spędzić u swojej ciotki i mojej młodszej o dwa lata kuzynki, choć tak na dobrą sprawę jestem już dorosła i nie potrzebuję opieki. Nikt nie musi sprawować nade mną kontroli. Nie chcę, by ktoś mnie pilnował. W końcu muszę nauczyć się samodzielnego życia, jeśli tego ode mnie się wymaga. A jak mam to zrobić, jeśli w wieku dziewiętnastu lat matka wysyła mnie pod opiekę ciotki?
Mimo mojego nalegania do zmiany matczynej decyzji, nie udało mi się jej przekonać, żebym została w domu. Tłumaczyła to tym, że dobrze zrobi mi pobyt u kuzynki, że może uda mi się z nią nawiązać nić porozumienia i tym samym zacieśnić relacje, która powinna od początku mieć normalny wyraz.
Prosiła mnie, bym nie robiła problemów i pomogła ciotce, która przechodzi ciężki okres ze swoją córką. Nie rozumiałam w czym mam pomóc siostrze mojej mamy, ale ostatecznie po wielu dniach zgodziłam się, dochodząc do wniosku, że zrobię tym mamie przyjemność.
Nie chciałam jej więcej dołować.
Cały czas boli mnie to, że nadal nie może stanąć na nogi, po rozstaniu z moim ojcem.
Dobrze wiem, co czuje.
Przechodzę przez to samo, choć minął już rok.
Jego widok powoduje, że rany które zaczęły się zabliźniać, na nowo się otwierają, pomimo że ćwiczę każdego dnia swoją obojętność.
Kończę pakować ostatnie ubrania, rozglądam się po swoim pokoju i dochodzę do wniosku, że spakowałam prawie całą zawartość garderoby. I nie jestem pewna, czy tyle ubrań jest mi faktycznie potrzebnych.
Opadam na łóżko, ciężko wzdychając.
Każdego dnia pytam się Boga, dlaczego mnie to musiało spotkać?
Będę tęsknić za naszym domem. Tylko tutaj, w swoim pokoju mogę być tą samą kruchą dziewczyną, którą byłam jeszcze rok temu.
– Cassie! Jesteś gotowa? – woła matka z dołu.
Nie jestem i nie będę.
– Zaraz zejdę! – krzyczę z przekąsem.
– Pospiesz się, siedzisz tam od godziny!
Jeżeli nawet to, co? Zbrodnia?
Dopinam ostatnią walizkę, trzecią z kolei, zastanawiając się, czy o czymś nie zapomniałam, bo mam dziwne przeczucie, że tak. Ściska mnie w dole brzucha, wykręca z bólu i puszcza. Biegnę do łazienki wiedząc dokładnie, co to oznacza, o tym miałam pamiętać.
Świetnie, jeszcze akurat dzisiaj musiałam dostać miesiączkę, po co ona w ogóle istnieje? Dręczy co miesiąc i jeszcze okropnie wygląda, yh...
Staję przed umywalką i wyciskam mydło z dozownika, myję dłonie i płuczę pod średnim ciśnieniem wody z kranu. Podnoszę wzrok na swoje odbicie w lustrze i dochodzę do wniosku, że mój look, jak zawsze z resztą, jest olśniewający. Cera gładka, brzoskwiniowa, niemal aksamitna, jak pupa niemowlęca.
Moje blond włosy opadają swobodnie, luźnymi falami na moje plecy i piersi. Makijaż lekki, ale doskonały. Rzęsy długie i gęste. Zęby białe, choć mimo szczotkowania ich trzy razy dziennie idzie zauważyć na nich przebarwienia po fajkach. Kiedyś nie paliłam i niechętnie sięgałam po alkohol, ale odkąd wyparłam z siebie wszelkie uczucia mówiące o mojej słabości, używki stały mi się bardzo bliskie.
Czas się zbierać, bo matka znowu trajkocze, że już trzeba wyjechać. Łapię za podpaski, wychodząc z łazienki. Schodzę na dół z ostatnią torbą i uśmiecham się do mamy, zakładając swój wyćwiczony, sztuczny uśmiech.
– Lubię, gdy się do mnie uśmiechasz córeczko, tak rzadko to robisz. – Stoi przy kuchennej wyspie, na wprost salonu, nieopodal drzwi wejściowych gotowa do wyjścia. Przez cały stres, jaki zafundował jej ojczulek, na twarzy dorobiła się kilku zmarszczek, które uwidaczniają się szczególnie wtedy, kiedy unosi kąciki swych ust, czyli dokładnie w tej chwili. Uśmiecha się blado, jakby z sentymentem.
– Wiem mamo – wzdycham, miałam nic jej nie mówić – ale widzisz... też mam swoje problemy i nie zawsze powód, by chcieć się uśmiechnąć. – Rzucam torbę na ziemię, która ląduje przy pozostałych. Staram się oddychać równomiernie, uciekając wzrokiem na lewo i prawo, bo jestem pewna, że jeszcze chwila i się rozkleję, a przecież nie płakałam od tak dawna. Od roku nie przejawiałam żadnych słabości, więc czemu teraz czuję szczypanie pod powiekami i słoną ciecz, która za wszelką cenę chce wydostać się na zewnątrz?
– Co się dzieje Cassie? Nie mówiłaś, że masz jakieś problemy – mówi wyraźnie przejęta i zmartwiona. Patrzy na mnie z troską. Nie chcę jej martwić swoim złamanym sercem, kiedy jej jest w takim samym stanie.
– Wszystko w porządku mamo, nie masz się czym martwić – zapewniam, choć sama nie wiem, czy to prawda.
– Nie będę naciskać – wzdycha i wywraca oczy do góry – widzę, że nie chcesz powiedzieć, co ci leży na duszy. – Masz rację kobieto, nie chcę. – Jeśli jesteś gotowa, to chodźmy, bo spóźnię się na lotnisko.
– Jestem – szepczę.
Omiatam spojrzeniem ostatni raz salon i kuchnie, modląc się w duchu, abym przeżyła te wakacje. Nie mam zielonego pojęcia, co ja tam będę robić. Biorąc pod uwagę problemy, jakie ciotka ma ze swoją córką – o których dopiero się dowiem – imprezowanie nie wchodzi w grę, nie mówiąc o sporej ilości alkoholu i seksu. Po cichu liczę na to, że uda mi się wyrwać jakiegoś fajnego kolesia i kontynuować swój weekendowy rytuał seksualny, który wypełnia moją pustkę na kilka godzin i czuję się nieco lepiej.
Wychodząc z domu, obiecuję sobie, że już nigdy więcej nie dopuszczę do siebie słabości. Wyjmuję z torebki klucze i zamykam drzwi na wszystkie spusty. Biorę głęboki wdech i wydech, po czym odwracam się i kieruję w stronę mamy.
– Dam radę, to tylko dwa miesiące – szepczę pod nosem, by podnieść samą siebie na duchu.
Wsiadamy do samochodu.
Przed nami pół godzinna jazda – przy dobrych wiatrach – jeżeli na drodze nie będzie ruchu. Ruszamy z Aleksandrii w stanie Virginia – gdzie mieszkam – do Waszyngtonu, bo tam stacjonuje ciotka z tą świętą krową, moją kuzynką.
Matczysko po drodze prosi mnie, abym nie zrobiła czegoś głupiego i nie starała się podporządkować sobie Laury. Dobrze, że wspomniała jakie nosi imię, bo no cóż, zapomniałam. Rzadko miałam z nią kontakt, a gdy już tak się stało, była chodzącym ideałem, który zupełnie nie pasował do mojego otoczenia, więc unikałam jej jak ognia.
***
Trasa minęła nam dość szybko, z czego wcale się nie cieszę. Wysiadam z auta i zabieram swoje bagaże, resztę z nich zabiera mama.
Stajemy przed parterowym bliźniakiem. Mam nadzieję, że jest tu chociaż ogród, na którym będę mogła się opalać i tym samym wypełnię sobie czas.
Mama dzwoni do drzwi i po chwili, staje w nich cycata czarnula – domyślam się – że to moja kuzynka we własnej osobie. Jak ona miała na imię?
– Cześć Laura, jest mama? Przywiozłam Cassie.
Ah tak, Laura. Dzięki mamo!
– Tak, jest, wchodźcie śmiało – mówi słodkim głosikiem i gestem ręki zaprasza nas do środka. Gdy tylko moja mama przekracza próg, kuzynka posyła mi złowrogi uśmiech. Czuję, że już dzisiaj będą z nią problemy.
Ściska moją mamę, całuję ją ze wszystkich stron i nakłada na twarz wyćwiczony, uroczy uśmiech, zupełnie taki jak mój.
Zabawne. Z dala widać, że wieje tandetą. Zapomniała o trzepocie rzęs.
Przekraczam próg jej domu i uderza we mnie jego prostolinijność. Jest zupełnie inny niż nasz. Taki prosty i trochę przestarzały. Ściany trzymają się kupy i zostały pokryte jasnymi pastelowymi barwami, a wystrój korytarza – i jak udaje mi się z progu zauważyć – kuchni, jest w tym samym stylu. Znajdują się w nim antyki, takie jak; krzesła, stół, ława i fotele w salonie. Muszę przyznać, że fotele mnie urzekły – to przez te kwiaty, które są na tkaninie. Sprzęt agd na całe szczęście jest na czasie. Mają ekspres do kawy, mikrofale, ale nie mają zmywarki, chyba że ukryta jest w zabudowie – modlę się w duchu, bo nie zamierzam wysuszyć skóry swoich dłoni poprzez mycie naczyń w twardej wodzie i tanim płynie do naczyń. Moje oględziny przerywa ciotka, która wraca nie wiadomo skąd.
– Cześć Rachel – ściska moją matkę – witaj Cassie. – Ściska i ślini mój policzek, yh. – Strasznie wyrosłaś i zrobiłaś się taka... Hmm... Dojrzała. – Taksuje mnie wzrokiem, jakbym była jakimś pieprzonym trofeum.
– Dziękuję ciociu, ty też wyglądasz olśniewająco – odpowiadam grzecznie, tak jak prosiła mnie mama i uśmiecham się promiennie, choć w duchu mam ochotę parsknąć śmiechem.
– Chodźcie moje drogie, nie stójcie w progu. Laura, czemu nie wprowadziłaś gości? – Kuzynka wzrusza ramionami, szeptając przepraszam, po czym uśmiecha się tajemniczo. Coś mi tu śmierdzi.
– Kochanie, zabierz Cassie do swojego pokoju, niech się rozpakuje i rozgości, my będziemy w kuchni – mówi do swojej córki i zabiera moją matkę pod ramię do wspomnianego pomieszczenia.
Zaraz, zaraz. Ja mam dzielić z nią pokój? Może jeszcze łóżko?
Nigdy w życiu! Po moim trupie.
Laura pokazuje mi ruchem ręki, że mam iść za nią. Idę prosto przez całą długość korytarza. Mijamy jedne drzwi po lewej, tuż obok małego salonu, drzwi po prawej – domyślam się, że to łazienka – aż w końcu stajemy przed drugimi drzwiami po lewej stronie. Kiedy kuzynka otwiera drzwi, rozczarowanie maluje się na mojej twarzy. Jest tylko jedno łóżko, no to znowu mam nadzieję, że mają jakąś dostawkę, materac, cokolwiek.
– Tu masz szafę i kilka półek ci przygotowałam, mam nadzieję, że się zmieścisz, choć widząc ilość walizek, wątpię w to. – Zdzira. Ja ci jeszcze pokażę, smarkulo. – Jak widzisz, będziemy spać razem, chyba że wolisz na materacu, ale ten to musisz już sobie kupić i nie ukrywam, że wolę byś to zrobiła. – Jak można nie mieć materaca w domu? My mamy ich, aż trzy! Wybieram opcję numer dwa. Kupię materac. – To wszystko. Łazienka jest na skos od tego pokoju, sypialnia mojej matki to te drzwi obok. Wyjście do ogrodu widziałaś, gdzie jest. – Kiwam głową.
– Dzięki Laura – rzucam, stojąc na środku pokoju i ukradkiem próbuję rozejrzeć się po pokoju.
– Lori, wolę byś mówiła na mnie Lori, jeśli chcesz przeżyć pobyt tutaj. – Oho. Miałam rację. Oczy wyskakują mi z orbit. Gdzie podziała się ta ułożona Laura? I z jakiej racji mam do niej mówić Lori? W sumie, to nawet lepiej brzmi.
– Zgoda, jeżeli to ma poprawić ci humor. I żeby było jasne, nie chcę mieć żadnych z tobą problemów, ani nie mam ochoty na spotkania z twoimi nudnymi koleżankami, które siedzą tylko z nosem w książkach – mówię, podchodząc do szafki z półkami, która została dla mnie opróżniona.
– Jeszcze się zdziwisz, jakich mam przyjaciół – rzuca pod nosem, zarzuca włosami i wychodzi z pokoju, na pełnym fochu.
Rozglądam się już jawnie po pomieszczeniu, w międzyczasie układając swoje ubrania na półkach. Nic nie mówi o tym, jaka jest moja kuzynka, poza regałem na książki zapełnionym po brzegi. Z ciekawości podchodzę do niego i z sentymentem dotykam palcami ich grzbietów, czytając tytuły. Moją uwagę przykuwa „Bad Romeo".
Prycham pod nosem.
Jeszcze rok temu kochałam książki. Uwielbiam te ckliwe historie, które przeważnie kończą się szczęśliwie. Odkąd stałam się częścią jednej z nich, a jej finał skończył się złamanym sercem, przestałam czytać i kupować nowe powieści.
Przestałam też brać je od mojego ojca.
Ta z tego, co widzę, została nie dawno wydana i z żalem stwierdzam, że to wydawnictwo taty wypuściło ją na rynek. Zawsze brał w posiadane najlepsze książki i tak osiągnął sukces na wysoką skalę.
Wzdycham.
Czytam streszczenie i dochodzę do wniosku, że lektura może być ciekawa, więc zapisuje w pamięci, by sięgnąć po nią, gdy nie będę miała nic do roboty.
Dociera do mnie głos mamy, która mnie woła, bo zbiera się do wyjścia. Odkładam pospiesznie książkę na miejsce, z którego ją zabrałam, popycham drzwi szafy, gdzie zdążyłam wyłożyć rzeczy z jednej torby i biorąc głęboki wdech, wychodzę z pokoju i dołączam do mamy.
Odprowadzam ją do samochodu wraz z ciotką i Laurą, sorry z Lori. Ściskamy się mocno i mama moczy mój policzek, a ja dyskretnie go wycieram. Szepcze mi do ucha, że będzie tęsknić i nie mam sprawiać problemów.
Obiecuję, że nie będę.
Macham jej na pożegnanie, kiedy odjeżdża.
Nagle ogarnia mnie smutek, który maskuję uśmiechem.
Czuję się jak porzucone zwierzę, które zostawia się u kogoś pod opieką, gdy właściciele wyjeżdżają na wakacje, nawet nie chcę myśleć o tym, że większość tych właścicieli nie odbiera swoich pupili po powrocie.
Gdy auto mamy znika z mojego pola widzenia, dochodzę do wniosku, iż zostałam zupełnie sama. Wszyscy, których kocham stopniowo mnie opuszczają.



Samanta Louis,
Lawendowa Czytelnia. 

4 Komentarze

  1. Wspaniale się zapowiada. Końcówka bardzo mnie wzruszyła, więc z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. No rzeczywiście, najpierw facet bez żadnego wyjaśnienia ją ot tak zostawia,potem ojciec do innej kobiety odchodzi,a teraz jeszcze i matka ją do kuzynki podrzuca.Serio,niefajnie można się poczuć.Dziękuję bardzo. ��

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za odwiedziny i zachęcam do wyrażenia swojej opinii ;)