Przedpremierowa recenzja: Napij się i zadzwoń do mnie, Penelope Ward. Editio red. Ciepła i pełna zrozumienia opowieść o miłości i wybaczaniu.

Zdawałam sobie sprawę z ryzyka, że wyznanie mu prawdy może obrócić się przeciwko mnie, że jeśli Landon weźmie to do siebie, może być na mnie wściekły. Mogło się zdarzyć, że straci do mnie szacunek.

Premiera 19.02.2019
Po wypiciu butelki dobrego wina wiele może się zdarzyć - szczególnie jeśli w zasięgu ręki ma się telefon, a szlachetny trunek posłużył do wskrzeszenia wspomnień z czasów, kiedy się było zakochaną smarkulą. Rana Saloomi, śliczna i bystra tancerka brzucha, najwidoczniej o tym zapomniała. Pamiętała natomiast świetnie dawne dni. I oczywiście Landona Rodericka. Jej rodzice wynajmowali od Rodericków mieszkanie w garażu. Rana była wtedy taka szczęśliwa. Oboje byli zaledwie nastolatkami, ale więź, która ich połączyła, była niezwykła.
Wszystko się skończyło, gdy rodzice Rany zostali wyrzuceni z wynajmowanego lokum i rodzina musiała wyjechać na drugi koniec stanu. Tamtego dnia kontakt się urwał. Dziewczyna doszła do wniosku, że chłopak o niej zapomniał i że ona powinna zrobić to samo. Niestety, jej się to nie udało - mimo upływu lat nie zapomniała. Rana wyrosła na przepiękną młodą kobietę i wciąż się zastanawiała, kim stał się jej dawny adorator, co robi, jak wygląda i czy znalazł już miłość swojego życia. Któregoś czwartkowego wieczoru, po nieudanym dniu i opróżnieniu butelki shiraza, znalazła numer jego telefonu i... zadzwoniła. I nie była to ich ostatnia rozmowa.
Landon wcale o niej nie zapomniał, ale nie zdradził, dlaczego nie próbował jej odszukać. Twierdził również, że jego rodzice nie wyrzucili jej rodziny z mieszkania, a cała historia wyglądała inaczej. Wkrótce okazuje się, że tajemnic i niedopowiedzeń jest więcej. Także Rana nie chce zdradzać swoich. Właściwie najrozsądniej byłoby rzeczywiście o sobie zapomnieć. Ale... ani on, ani ona nie umieją tego zrobić. Napięcie rośnie. Pożądanie buzuje. W obojgu rodzi się przeczucie, że zawsze należeli do siebie. Ale...


Recenzja 

Od przyjaźni do miłości jest jeden krok. Rana i Landon zrozumieli to dopiero po kilkunastu latach i całym bagażu doświadczeń życiowych. Gdy stanęli twarzą w twarz, zrozumieli, że jedno bez drugiego nie potrafi normalnie funkcjonować. Buchające każdym zakamarkiem ciała pożądanie przypomniało im o błędach z przeszłości. Pojawiły się wątpliwości i strach, ale także nadzieja, że pokonają wzajemne demony.

Patrząc na okładkę książki wnioskowałam, że historia kryjąca się za nią będzie zupełnie inna niż w rzeczywistości. Spodziewałam się kolejnego dupkowatego kolesia i zadziornej laseczki. Początek opowiadający o kluczowym telefonie po pijaku nie zapowiadał tego, co miało spotkać mnie w dalszej podróży z Raną i Landonem. Pióro Penelope Ward znam głównie z duetu z Vi Keeland, a dokładnie z książki "Milioner i Bogini". Już wtedy doszłam do wniosku, że kobiety mają talent do kreowania męskich postaci w sposób oryginalny i nie zapominają o sporej dawce humoru. Śmiech będzie Wam towarzyszył przez większą część książki, ponieważ dialogi między bohaterami są po prostu mistrzowskie. Lekkość z jaką książka została napisana sprawia, że lektura jest wciągająca i uzależniająca. Powieść przeczytałam w jeden dzień i zdecydowanie jest to mój rekord! 

W Napij się i zadzwoń do mnie spotkałam Londana, faceta wprost idealnego, borykającego się z przeszłością i odrazą do własnej osoby, Ranę dziewczynę, która nie miała w życiu łatwo, a po zerwanej przyjaźni z Landonem jej egzystencja była usiana różnymi perturbacjami. Motyw przyjaźni z dzieciństwa i wielkiej miłości z nią związaną, jest dość popularny, jednakże ma w sobie coś, co łamie czytelnikowi serducho i wydusza łzy. W przypadku tej książki nie chodzi tylko o miłość między przyjaciółmi, którzy odnowili kontakt po kilkunastu latach, ale głównie o zdolność wybaczania samemu sobie, zaufanie względem bliskich i pogodzenie się przeszłością, która odbiła na nich swoje piętno. I być może nie powinnam o tym wspominać, bo to nieco będzie spoiler, ale autorka ma u mnie ogromnego plusa za wplecenie w powieść tematu adopcji. 

Gdy doszłam do momentu, gdzie adopcja stała się głównym wątkiem, miałam wrażenie jakbym czytała poniekąd o sobie, zrozumiałam istotne rzeczy, ale tak jak w przypadku Landona, jest już za późno na naprawienie moich błędów. Ja już nie jestem w stanie nić zrobić, ale jestem przekonana, że każda adoptowana osoba powinna przeczytać tę książkę, ponieważ oprócz całej literackiej otoczki, Napij się i zadzwoń do mnie uświadamia najważniejszą rzecz, o której dzieci adoptowane zapominają w momencie poznania prawdy. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam się w powieści z tematem adopcji, szczególnie jeśli chodzi o gatunek romans, a to tylko dlatego, że adopcja to niestety nadal temat tabu i mimo upływu lat, pogodzenia się z tym faktem, to nadal boli, ale Napij się i zadzwoń do mnie udowadnia, że adopcja nie jest rzeczą złą, że adoptowanie dzieci nie są w żaden sposób gorsze, a matki decydujące się na ten krok, nie są zimnymi sukami.


Pod wieloma względami nasza historia przypominała kostkę Rubika – była kolorowa i skomplikowana. Całe lata trwało, zanim zdołaliśmy ją poskładać, gdy nagle pewnego niedzielnego popołudnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie elementy powskakiwały na swoje miejsce.

Oczywiście oprócz "ciężkiego" wątku, jest dużo napięcia, pożądania, słów, tajemnic, przyjaźni i miłości, ukazanej w najpiękniejszych barwach. Autorka napisała świetną książkę, obok której nie powinno przechodzić się obojętnie. Penelope Ward bez wątpienia kupiła mnie swoim piórem, oryginalnością i tendencją do tworzenia męskiego ideału. Szczerze polecam! 


Za możliwość przeczytania książki, dziękuję

Samanta Louis

2 Komentarze

  1. Na pewno przeczytam, bo uwielbiam książki tej autorki ♥♥♥
    Eli z https://czytamytu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za odwiedziny i zachęcam do wyrażenia swojej opinii ;)