NOVEMBER 9, Colleen Hoover – recenzja. 




"– Tym właśnie jest miłość. Poświęceniem."



November 9 Colleen Hoover, recenzja na Lawendowa Czytelnia


Fallon poznaje Bena dokładnie 9 listopada. Dwa lata po tym, jak omal nie zginęła w pożarze, który pozostawił na jej ciele i duszy wiele blizn, będących powodem niskiej samooceny względem siebie. I zamykający jej drzwi do kariery aktorskiej. Fallon mając 30% ciała pokrytych bliznami, czuje się niepewnie w swojej skórze i bezustannie dba o to, aby schowane były one pod ubraniami i włosami. Nie może patrzeć na swoje odbicie w lustrze i nie rozumie, dlaczego chłopak siedzący w tej samej restauracji, w boksie obok, tak intensywnie wpatruje się w jej oczy, a kilka chwil później, ratuje przed bolesną prawdą, padającą z ust jej ojca. 


“– Kiedy znajdujesz miłość, to ją trzymasz. Chwytasz ją obiema rękami i ze wszystkich sił starasz się jej nie wypuścić.”


Ben słysząc, jak ojciec dziewczyny i zarazem znany aktor, za wszelką cenę próbuje wmówić jej, że przez to jak wygląda nie ma żadnych szans na pracę w zawodzie i powinna umówić się z jakimś chłopakiem, bo w ostatnim czasie z nikim nie była na randce, postanawia jej pomóc, uchronić przed bolesnym słowami ojca i udawać jej chłopaka.


“– Kochasz kogoś innego, dzielisz łóżko z inną kobietą. Twoje ręce pieszczą kogoś, kto nie jest mną. Twoje usta szepczą przy skórze, która nie jest moja. I niezależnie, kto ponosi winę [...] Jest, jak jest.”


Ich wspólna historia rozpoczyna się dokładnie tego dnia, 9 listopada. Przez to, że Fallon wyjeżdża jeszcze tego samo dnia do Nowego Jorku, Ben proponuje jej, żeby przez 5 następnych lat spotykali się 9 listopada w tym samym miejscu, w którym się poznali. Przez każde 365 dni nie mają ze sobą żadnego kontaktu. Czas jaki spędzają razem to tylko kilka godzin w roku. I to wystarczy, aby między nimi zrodziła się miłość. Miłość trudna, owiana wieloma tajemnicami, bólem, rozczarowaniem. Miłość, która stała się dla Bena muzą, natchnieniem do napisania własnej książki zatytułowanej “November 9”.


“Cztery lata zajęło mi zakochanie się w nim. 
Wystarczyły cztery strony, bym się odkochała.”


Książki Colleen Hoover mają szczególne miejsce w moim sercu i dlatego tak bardzo cenię jej twórczość. Do tej pory jeszcze nie zawiodłam się na jej piórze i jadąc na wakacje, wiedziałam, że żadna książka nie umili mi podróży tak, jak historia autorki. I ponownie Colleen Hoover wywarła na mnie wrażenie. Każda jej powieść jest inna, ale zarazem tak bardzo jej. Znowu poruszyła moje serce, wywołała różne emocje i udowodniła, że jak na razie tylko ona potrafi w tym gatunku trafić w mój specyficzny i głodny wrażeń gust. Ale jednak nie zabrakło i w tej powieści wad. 


“[...] Mnóstwo czytelniczek, zrobiłoby wszystko, żeby bohaterowie wyszli z kart książek. I oto stoję wtulona akurat w takiego bohatera i wkrótce od niego odejdę.”


Co mi się nie podobało? Brak rozwinięcia opisów tego, co robili bohaterzy w ciągu roku do następnego spotkania. Są krótkie wzmianki, ale dla mnie to zbyt mało. Ogólnie całość jest spójna, jak każda fabuła, którą poprowadziła autorka, ale właśnie przez brak rozwinięcia ich poczynań i zmian w życiu przez każdy rok, odniosłam wrażenie, że Fallon i Ben mają “ubytki”. Nie wiem, jak inaczej to nazwać. W każdym razie lektura jest przyjemna, lekka i chwyta za serce. 

Fallon to bohaterka, która dzięki Benowi odzyskuje pewność siebie i zaczyna chodzić z uniesioną głową, nie przyjmując się już tak bardzo swoimi bliznami, których nienawidziła. Zaczyna stopniowo widzieć w nich piękno i doceniać to, że mimo pożaru w domu jej ojca, żyje i ma szansę żyć dalej. Natomiast Ben dzięki Fallon podnosi się z każdym dniem po tragicznym wydarzeniu i co zaskakujące, wydarzeniu, które miało miejsce również 9 listopada. Ten dzień w roku dla obojga jest szczególny i bolesny, ten dzień zawsze będzie stanowił ważną część ich życia, nawet wtedy gdy nie będą razem, ale czy miłość pozwoli im na smutne zakończenie? Tego dowiecie się sięgając po lekturę i pozwalając sobie zatracić się w burzliwych losach bohaterów. 


“Jeśli poświęcisz rzeczy, które najwięcej dla ciebie znaczą, tylko po to, by uszczęśliwić drugą osobę, będzie to znaczyło, że naprawdę ją kochasz.”


Polecam, tym bardziej że Fallon i Ben, a także ich historia, są wyjątkowe.


Samanta Louis