Zapowiedź książki "Dzisiaj należy do mnie" autorstwa Agnieszka Dydycz. Wydawnictwo Muza.


Na świecie żyje blisko 8 miliardów ludzi. Dzieli ich wiele: pochodzenie, status materialny i życiowe wybory, lecz łączy jedno – pragnienie szczęścia. Jedni, aby poczuć się spełnieni, potrzebują satysfakcjonującej pracy, drugim największą życiową radość sprawia realizacja pasji, a jeszcze innym szczęście daje szczera, bezinteresowna i trwająca aż po grób miłość. Ale czy prawdziwa miłość w ogóle istnieje? Czy warto poświęcać czas na jej poszukiwanie? Odpowiedzi na te pytania przynosi najnowsza książka Agnieszki Dydycz. „Dzisiaj należy do mnie”, ponadczasowa opowieść o sile i determinacji w poszukiwaniu własnej drogi do szczęścia, w księgarniach już 17 kwietnia.

Kama długo i w różnych zakątkach świata szukała swojego miejsca na ziemi. Znalezienie go okazało się sztuką trudniejszą, niż mogła się spodziewać. Nie poddając się i nie tracąc wiary w siebie, z otwartymi ramionami witała każde, nawet najboleśniejsze, życiowe doświadczenie i choć uczyła się na własnych błędach, ciągle zdarzały jej się nowe. Gdy wreszcie zdołała stworzyć udany związek z ukochanym mężczyzną, przewrotny los zakpił z ich szczęścia.

Kama postawiona w tak trudnej życiowej sytuacji będzie musiała zmierzyć się z licznymi przeciwnościami. Nieocenione okażą się fascynujące obrazy i wspomnienia, które niespodziewanie zaczynają do niej powracać. Pojawiające się w snach, a czasem również na jawie, tajemnicze postaci opowiadają jej swoje historie, które nie tylko przynoszą pocieszenie i ukojenie, ale także inspirują i dają nadzieję. Bo życie Kamy to opowieść o poszukiwaniu samego siebie, przesłanie, aby zawsze żyć swoim własnym życiem, nauczyć się nim cieszyć i wykorzystywać to, co niesie los. Choć nie zawsze tego właśnie się spodziewamy...


Noc była wyjątkowo mroźna, ja byłam zmęczona i śpiąca, lecz ciągle jeszcze liczyłam na to, że romantyczny pobyt w górach wynagrodzi mi wszystkie trudy podróży. Gdy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, była trzecia nad ranem. (...) Marzyłam jedynie o ciepłej kąpieli i łóżku. Takim wyłącznie do spania, z miękką poduszką i cieplutką kołderką. Okazało się jednak, że schronisko już spało i było zamknięte na cztery spusty. Nikt nie słyszał naszego walenia w drzwi, a telefony komórkowe nie miały zasięgu. Muszę przyznać, że Tomasz stanął wtedy na wysokości
zadania, a konkretnie pod ścianą z największą ilością okien i po prostu zaczął wrzeszczeć. Przeraźliwie i głośno.
– Andrzej Melon! Andrzej Melon!
Tak ponoć nazywał się kierownik schroniska, z którym mój chłopak ustalał szczegóły naszego sylwestrowego pobytu. Minuty mijały, Tomasz się darł, ja próbowałam nie zamarznąć, siedząc w samochodzie. Po jakichś dwudziestu minutach krzyków, walenia w drzwi i rzucania coraz większymi kamykami w okna, w jednym z nich zapaliło się wreszcie światło. Andrzej Melon się obudził. I nie tylko on, ale o tej porze nocy i przy mocno ujemnej temperaturze otoczenia po prostu nam to zwisało. Moglibyśmy obudzić pół miasta Zakopane, byle tylko zostać wpuszczonym do środka, do ciepłego budynku.
Niestety, nie czekał tam na nas żaden pokój, a kolejne rozczarowanie. Wszystko było zajęte, natomiast Andrzej Melon nie kojarzył ani Tomasza, ani żadnej rezerwacji. W ogóle słabo kojarzył i wyglądał na mocno wczorajszego… Chciało mi się wyć z zimna i ze zmęczenia, a przede wszystkim z bezsilności. Musiałam wyglądać bardzo biednie, gdyż kierownik Melon wreszcie się nad nami zlitował.
– No, dobra, jest jeden pokój, ale nie do końca sprawny – wyznał.
– Co to znaczy „nie do końca sprawny”? – przejęłam inicjatywę.
– No… mieliśmy małą awarię hydrauliczną i jest trochę jakby… nie do końca suchy. To znaczy mokry – wyjaśnił, niczego nie wyjaśniając.
– Ale łóżko jest suche? – dopytywałam zdesperowana.
– Łóżko akurat tak – zdecydowanie potwierdził Melon.
– Chodźcie, pokażę wam.
Byliśmy tak skonani, że gotowi spać nawet na korytarzu. Byle w cieple, przy kaloryferze.
Kierownik Melon nie kłamał. Łóżko było suche, ale już dywan, a raczej wykładzina podłogowa chlupała nam pod nogami. I śmierdziała jak skunks. Wyboru wielkiego nie było, więc zostaliśmy. W ubraniach padliśmy na suche łóżko i spaliśmy tak do rana.
– fragment książki
Agnieszka Dydycz – pisarka z wyboru, finansistka z wykształcenia i prawie magister inżynier budownictwa.


Od siebie napiszę, że jestem na początku książki i mogę już teraz zapewnić Was, że powieść jest inna niż wszystkie. Dlaczego? Wyjaśnię Wam to niebawem. 

Samanta Louis, pisarka romansów, erotyków i Young Adult. 

3 Komentarze

  1. Z ciekawością czekam na recenzję. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ją już w swoich łapkach i będę czytać :D
    ~Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym bardzo ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń

Z całego serducha dziękuję za odwiedziny i zachęcam do wyrażenia swojej opinii ;)